wtorek, 26 czerwca 2012

Rozdział I "Początek"


 
Promienie wiosennego słońca, pieszcząc swoim dotykiem skórę, wyrwały z krainy Morfeusza, zakopaną w pościeli dziewczynę. Ziewnęła ona przeciągle i wyciągnęła rękę w stronę stolika nocnego, by wymacać okulary. W końcu poczuła je, a chwilę potem zaklęła, gdy okulary spadły z szafki, odbiły się od paneli i upadły z cichym stukotem na dywan. Dziewczyna niezbyt zgrabnym ruchem ześlizgnęła się z łóżka i rękami znów spróbowała znaleźć zgubę. Wreszcie znalazła je, podniosła i gwałtownym ruchem posadziła na nosie. Mrugnęła kilka razy, a rozmazane plamy przeszły w niepamięć. Dziewczyna podniosła się i przygładzając sterczące na wszystkie strony włosy, ruszyła w stronę łazienki.

***

Strumień gorącej wody przynosił ulgę obolałemu i nieprzebudzonemu jeszcze do końca ciału. Dziewczyna delikatnymi ruchami umyła całe ciało razem z włosami, po czym stała jeszcze kilka minut, aż ciepła, zbawienna woda się skończyła. W końcu chcąc nie chcąc musiała opuścić kabinę prysznicową, opatulona jedynie w cienki ręcznik, trzęsąc się z zimna. Para unosząca się teraz w całej łazience, zaczęła osiadać na odkrytym ciele dziewczyny. Wielkie lustro zaparowało, otarła je ona natychmiast przegubem ręki, a szkło ukazało jej twarz. Była ona trójkątna z lekko zarysowanymi kościami policzkowymi. Oczy były małe, ale stawały się większe i ładniejsze, gdy źrenice rozszerzały się. A jednak ludzie bali się w nie patrzeć, bo był niesamowite. O dwóch barwach. Prawe oko zielone, a lewe piwne. Potem były usta nijakiego koloru. Ni to czerwonego, ni różowego. A jednak to nie twarz powodowała przyciąganie wzroku. Tę rolę przejęły długie, kręcone, kasztanowo-bursztynowe włosy.
Nagle na dole rozległ się dźwięk uderzenia, a potem urywany krzyk i przekleństwo. Dziewczyna nawet się nie wzdrygnęła. Już przyzwyczaiła się do tego, że ktoś z domowników uderza o szafkę w przedpokoju. Kiedy na dole rozległ się trzask zamykanych drzwi, nastolatka cichaczem przemknęła do swojego pokoju, by ubrać się i spakować do szkoły.

***

Schody skrzypiały cicho, z każdym powolnym krokiem, schodzącej na dół nastolatki. Kiedy znalazła się na dole, podeszła i powoli, powłócząc nogami, weszła do kuchni. Było to niewielkie pomieszczenie, ale mimo braku przestrzeni wszystko było uporządkowane. Ściany koloru beżowego nadawały pomieszczeniu starowiejskiego wyglądu. Niewielkie okno wychodziło na stronę zachodnią. Pod nim zamontowana była kuchenka gazowa. Zaraz obok blat, a na ścianie przeciwnej, lodówka i kolejne trzy blaty. Na środku ustawiony był niewielki stolik. Stał w taki sposób, że zostawiał kilka centymetrów, by móc się przemieszczać dość swobodnie, jak na warunki tu panujące. Panował lekki chaos, ale dzięki temu kuchnia sprawiała wrażenie przytulnej. Dziewczyna podeszła do kuchenki i pochyliła się nad patelnią. Kiedy w jej nozdrza uderzył zapach sadzonych jajek, głośno zaburczało jej w brzuchu. Nałożyła sobie, więc śniadanie na talerz, nalała kawy i usiadła. Ale nim zdążyła wziąć do ust, choć kawałek jedzenia, na zewnątrz rozległ się warkot silnika szkolnego autobusu. Dziewczyna zaklęła cicho, wstała gwałtownie od stołu, złapała plecak, który stał obok i wybiegła z domu, trzaskając drzwiami. Wiedziała, że się automatycznie zablokują i nikt, kto nie ma kluczy, nie wejdzie do środka. Jednak wychodząc, nie zdawała sobie sprawy, że gdy znów przestąpi próg własnego domu, nic już nigdy więcej, nie będzie takie samo, jak przedtem.

***

Szkolny autobus, jak zawsze był strasznie zatłoczony. W powietrzu unosił się zapach zmieszanych ze sobą różnych perfum, dezodorantów i potu. Co kilka sekund rozlegał się głośny, chrapliwy śmiech chłopaków i cienki, piskliwy chichot dziewczyn. Panowała luźna atmosfera, w której wszyscy rozmawiali między sobą, przekrzykiwali się. Kilka osób przeklęło kilka razy. Nagle kasztanowłosa dziewczyna, słuchająca muzyki, poczuła jak coś lekko odbija się od tyłu jej głowy. Zignorowała to, ale po chwili znów dostała w potylicę. Wściekła, gwałtownym ruchem zdjęła słuchawki i obróciła się.

- Hej, wampir - krzyknął jej kolega, myśląc, że ją tym rozzłości, ale nastolatka nie dała się sprowokować. Posłała tylko w jego stronę karcące spojrzenie, a gdy on spuścił wzrok na widok jej tęczówek, obróciła się, znów włożyła słuchawki i wróciła do swoich myśli. Przez resztę drogi do szkoły nikt już jej nie niepokoił.

***

Całą stronę zeszytu pokrywały różnorodne rysunki: wampirów, wilkołaków, wilków i innych bestii czających się w ciemności. Ruchy dziewczyny były delikatne, wykonane z nienaganną precyzją, mimo szybkich ruchów dłoni. Nastolatka była tak skupiona na tym, co robi, że nie zauważyła, że głos nauczycielki od angielskiego ucichł. Dopiero, gdy zeszyt zniknął sprzed jej oczu, podniosła wzrok. Wzdrygnęła się, gdy kobieta zaczęła przeglądać rysunki. Kasztanowłosa zaczęła się modlić o to, by nie przyszło nauczycielce do głowy, pokazać całej klasie jej, ponad wszystko inne, skrywanych tajemnic. Jednak kobieta tylko ciężko westchnęła i położyła zeszyt uczennicy na nauczycielskim biurku. Nastolatka odprężyła się, myśląc, że to wszystko, ale nie. Niedoczekanie! Nauczycielka, profesor Smith, odezwała się spokojnym głosem.

-  „Talent polega na połączeniu siły twórczej ze zdolnością wykonawczą.” – Czyje to są słowa, panno kot?
Dziewczyna zaskoczona, otworzyła szeroko oczy i dopiero po dłuższej chwili, podniosła się z krzesła. Kiedy nienaturalne milczenie przedłużało się, nauczycielka powtórzyła:
- Do kogo należą wypowiedziane przed chwilą słowa ?
- Ja… Ja… - zająknęła się dziewczyna, czując na sobie przeszywający wzrok nauczycielki i całej klasy.
- Ty? – zapytała zaskoczona nauczycielka, unosząc jedna brew do góry – Myślałam, że tę, jakże na miejscu, myśl wypowiedział Honore de Balzak – odparła kobieta, zachowując pokerową twarz. Dziewczyna zaczerwieniła się i wlepiła wzrok w podłogę, a w klasie rozległ się chóralny śmiech. Chwilę później zabrzmiał zbawienny dzwonek, obwieszczający koniec zajęć. Nie bacząc na otoczenie, dziewczyna szybko schyliła się, wrzuciła książki do torby, poderwała się z kucek, po czym biegiem rzuciła się wzdłuż korytarza. Kiedy znalazła się przy swojej szafce, przystanęła z trudem łapiąc powietrze. Kiedy znów mogła normalnie oddychać, otworzyła szafkę.

- Wampir! – krzyknął ktoś, wprost do jej ucha, po czym odszedł, śmiejąc się głośno.

Dziewczyna podskoczyła gwałtownie, a wszystkie książki, które zdążyła wyciągnąć, wypadły jej z rąk wprost na podłogę. Przeklęła szpetnie i uklęknęła, by je pozbierać.

- Daj, pomogę Ci – powiedział ktoś i kucnął obok niej. Zaskoczona dziewczyna podniosła wzrok, a po jej plecach przeszły ciarki, gdy dostrzegła, kto zechciał być dla niej miły. Tą osobą okazał się być chłopak z klasy wyżej. Wysoki, umięśniony, z włosami koloru blond i niebieskimi oczami, w których zakochały się wszystkie dziewczyny z pierwszego rocznika. Każda marzyła o tym, by choć raz w życiu, zamienić z nim choć jedno słowo. A on kucał właśnie obok niej i pomagał jej zbierać książki! Dziewczyna, próbując opanować drżenie rąk, zebrała połowę książek. Przycisnęła je do piersi i mocno je trzymając, równocześnie z chłopakiem wstała.
- Proszę – powiedział chłopak i z uśmiechem podał jej resztę książek.
- Dzięki – odparła dziewczyna trzęsącym się głosem.
- Nie ma za co. A tak w ogóle, to przepraszam Cię, ale czy mogłabyś?- zapytał z jeszcze szerszym uśmiechem, spoglądając wymownie na dłonie dziewczyny. Dopiero wtedy nastolatka zorientowała się, że trzyma książki, a wraz z nimi jego dłonie. Zaczerwieniła się i pozwoliła chłopakowi wyszarpnąć ręce. Siłą woli powstrzymała się od westchnienia ulgi, gdy dzwonek już drugi raz dzisiaj, wybawił ją z opresji.
- W takim razie do zobaczenia, Katherine – powiedział chłopak, uśmiechnął się po raz kolejny i odwrócił się, by odejść. Kiedy już zniknął za zakrętem, dziewczyna odetchnęła głęboko. Z nerwów wstrzymywała oddech. Z walącym sercem włożyła książki do torby, zatrzasnęła szafkę, po czym pędem pobiegła na kolejną lekcję.

***
Kiedy po lekcjach, Katherine opuszczała mury szkoły, całe niebo przesłaniały wielkie, ciemne, deszczowo-burzowe chmury.
Na szczęście jeszcze nie zaczęło padać, pomyślała kasztanowłosa, wchodząc do żółtego, szkolnego autobusu. W momencie, gdy znalazła się w środku i obróciła się przodem, poczuła na sobie odstrzał spojrzeń. Zawahała się chwilę, ale po chwili ruszyła na tył autobusu. Nie zwracając uwagi na spojrzenia ( a przynajmniej próbując nie zwracać na nie uwagi), dziewczyna podeszła do jednego z przedostatnich siedzeń i usiadła obok okna. Założyła słuchawki, włączyła odtwarzacz, mruknęła pod nosem Jak ja nienawidzę tego autobusu i zagłębiła się w rozmyślania.
Dlaczego moi rodzice muszą być tacy uparci? Nie rozumiem, po co mam czekać do osiemnastki, by zdawać na prawo jazdy. Nie jesteśmy już w Polsce. Przecież właśnie o to tak długo się kłóciliśmy. O wyjazd za granicę. Nie chciałam opuszczać kraju, w którym mieszkałam od urodzenia, przyjaciółki, starej szkoły i wszystkich znajomych. Skoro i tak musiałam wyjechać i skoro mówili, że mam się czuć jakbym była jedną z nich, to dlaczego, do jasnej ciasnej, nie mogę żyć dokładnie tak jak tutejsze nastolatki? Dlaczego nie mogę tak jak wszyscy w tym kraju sprawić sobie prawka w wieku szesnastu lat? Pytała sama siebie dziewczyna.
W pewnym momencie wzdrygnęła się lekko, gdy autobus podskoczył na nierównej drodze. Jeden moment później rozległ się dźwięk klaksonu i pisk opon. Błysnęły oślepiające światła, a potem nastąpił krzyk i upiorny dźwięk tarcia metalu o metal, a na końcu ogłuszający huk uderzających o siebie rozpędzonych aut. A potem zapanowała cisza. Trwało to tylko kilka sekund, ale Katherine widziała wszystko jak na zwolnionym filmie, a potem zemdlała. Nieświadomość jednak trwała zaledwie kilka minut. Kiedy się ocknęła, zdziwiona zdała sobie sprawę, że leży na brudnej podłodze. Po chwili konsternacji dziewczyna powoli uchyliła powieki. Od razu pożałowała tego. To, co ujrzała wprawiło ją w przerażenie tak wielkie, że nie była w stanie nawet krzyknąć. Z jej gardła wydobył się zaledwie cichy pisk. Mimo usilnych prób, nie potrafiła zamknąć oczu, by oderwać wzrok od makabrycznego widoku. W końcu jednak udało jej się obrócić głowę w bok. Teraz skupiła się na szukaniu czegoś, na czym mogłaby skupić wzrok. I w końcu dostrzegła, leżącą, kilka centymetrów od niej, ognistorudą dziewczynę. Oczy miała zamknięte, ale na jej twarzy widniał grymas cierpienia. A nad nią pochylała się postać w wielkim, czarnym kapturze od równie czarnej peleryny. Postać była zgarbiona, mimo swojego umięśnionego ciała, odznaczającego się pod cienkim materiałem, jakby niosła wielki ciężar wieków. Spod czarnego materiału wyłaniały się blade dłonie. Objęła ona twarz dziewczyny i przyłożyła swoją, wciąż schowaną pod kapturem. Śmierć,, pomyślała Katherine, a wzdłuż jej kręgosłupa przeszły ciarki. Nagle postać obróciła się i spojrzała prosto w przerażone oczy dziewczyny. W tym samym momencie, nastolatka poczuła lodowaty oddech Śmierci na swojej twarzy. Siłą woli powstrzymywała się, by nie drgnął jej nawet mały palec. A wtedy Śmierć odezwała się głosem o nieprzyjemnej, metalicznej barwie.
- Podaruje Ci dar. Dar, który dostają osoby naprawdę wyjątkowe. Dar, który zmieni całe Twoje życie, ale to od Ciebie zależy, czy na dobre. Widzę to w Twoim umyśle. Podświadomie tego chcesz, prawda? – zapytała retorycznie postać, a w powietrzu uniosła się dziwna, słodkawa woń, drażniąca zmysły. Po chwili postać zniknęła w obłoku czarnego dymu, a do dziewczyny dopiero teraz zaczęły docierać głosy z zewnątrz. Ktoś krzyczał, wydawał polecenia, rozlegał się dźwięk karetki pogotowia, policji i straży pożarnej. Dziewczyna straciła świadomość.

1 komentarz:

  1. czemu nie ma tutaj żadnego komentarza?
    Czyżby stała się jedną z nich? Ciekawa jestem ;)

    OdpowiedzUsuń